środa, 16 lipca 2014

"Mistyka wsi"



Mistyka prawdziwej wsi polega na tym, że sielskie obrazy ze śniadaniem na trawie, w tle z przepięknymi tkaninami, lampionami, porozrzucanymi wokół owocami i dzbanami pełnymi malin w rozproszonym słońcu bywają, i owszem, ale najczęściej tylko w przepięknych magazynach.
Dzień powszedni na wsi to, przede wszystkim, ciężka do znoju praca.
Co dzień wieś topi się w pracy na polach, przy zwierzętach, najczęściej tego pola do obrobienia są całe hektary, żeby wyżyć, a zwierząt dużo, bo tylko wtedy się opłaca.
To gdzie w takim razie leży jej mistyka? - zapytacie.
Mistyka wsi to zadowolenie ogarniające człowieka po przebytym dniu, kiedy słońce chyli się ku zachodowi, to uczucie dobrze zagospodarowanego i wypełnionego po brzegi dnia, to przekonanie o własnej użyteczności, to służba przyrodzie i człowiekowi.

Aktualnie na wsi trwają żniwa, zboże jeszcze stoi, ale już "bizony" ruszyły i unosi się złoty, znajomy kurz.
Nie mieszkam na wsi, a w mieście, ale na totalnych jego obrzeżach, skutkiem czego z okien mojego domu widzę zboże (w tym roku żyto), które w rytm powiewu wiatru tańczy, jak fale na głębokim morzu.



Jestem "miastowa", więc mój przywilej polegał na tym, iż mogłam znaleźć czas na pozachwycanie się przyrodą wiejskiej drogi, po której jedzie samochód dwa razy w ciągu dnia.
Obowiązkowo mała kapliczka ze Świątkiem - w tym ujęciu Chrystus Frasobliwy :), który mieszka w kapliczce na akacji...

 
To jeszcze niedawno było żółte pole kwitnącego rzepaku, brzęczące bosko, z całymi rojami pszczół, teraz rzepak już wysechł i nadszedł czas zbioru, w miarę jak szłam drogą widać, gdzie już jest ściernisko, a gdzie jeszcze łany dojrzałego nasiennie rzepaku.
 
 

Czasami nad głową fruwało kilka różnych rodzajów motyli, ten akurat przysiadł...

 
A tu nasz znajomy Czarny Bez, który już przeszedł okres kwitnienia i wszedł w okres owocowania, już się cieszę na te zdrowotne kuleczki :)
 Dzisiaj mój mąż odbiera nowy sokownik i stara metodą wytłoczę sok, który nas zimą będzie leczył :)


 Tutaj dojrzałe już kłosy, gotowe do zebrania, jeśli nie będzie padać żniwa będą lada dzień


Po obu stronach drogi rosną piękne, rozłożyste i kwitnące lipy, z których będzie super miód lipowy.
Zastanawiałam się tylko nad kolorystyką uli, gdyż w kilku miejscach widziałam pasieki i wszystkie wyglądały identycznie.



Kocham lato za to, że wszędzie jest pełno ziół, na wyciągnięcie ręki...


 
Znalazłam jeden, jedyny, ostatni kwitnący kwiat Czarnego Bzu, czyli hyczki :)
 


Na ziołach mnóstwo motyli...




Przed odjazdem odwiedziłam jeszcze warzywnik i zaopatrzyłam się w zdrowe witaminy, które dzisiaj u mnie na obiad :) Zupa "szabelkowa", w moim regionie to nazwa zupy z żółtej, strączkowej fasolki, doprawiona dodatkowo cukrem i octem winnym (jabłkowym), tzw. słodko-kwaśno.

 




 
Nieustannie zachwycają mnie gronka czerwonych porzeczek, które ostatecznie skończyły w wielkim garze i jako drzem zagoszczą zimą na świeżych bułeczkach pachnąc nam i przypominając lato :)
 
Czerwona porzeczka to dla mnie lato w ogrodzie mojego Dziadka, który przekręcał je przez specjalną maszynkę i wyciskał sok dla swojego "Złotego Dziecka" czyli dla mnie :) ech, tyle wspomnień...
 
 




Bardzo cieszy mnie fakt, że widzieliśmy mnóstwo bocianów, młode bocianiątka dosłownie na dniach zaczynają uczyć się latać, uśmialiśmy się do łez, bo jak się okazuje, nawet u bocianów są różne charaktery, jeden bocian we wsi puka wszystkim w okna :)
Na każdym słupie, latarni, chacie jak okiem sięgnąć bocianie gniazda :)





Oczywiście mleko z kartonu na wsi nie istnieje, wszyscy piją prawdziwe mleko, skutkiem czego mają swoją śmietanę i masło...
Dzisiaj u mnie również swój twaróg :)







i to na tyle sielsko-wiejskiego postu, ale nie koniec mojej letniej przygody ze wsią, gdyż jeszcze tego lata tam zajrzę :)

papa
Emilystar

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz